Pozwoliłam sobie też na małe szaleństwo. Od czasów licealnych chciałam regularnie kupować Vogue'a. Jednak jego cena w Polsce jest wzięta z kosmosu. Lecz dziś nastąpił ten dzień. Kupiłam biblię mody! Nie miałam jeszcze czasu jej przeczytać i przeanalizować, jedynie przejrzałam.
Z innych ciekawostek dnia codziennego, w mojej lodówce jest krab. Kolejny pierwszy raz! Nigdy wcześniej nie kupiłam kraba. Skąd się wziął? Otóż moje kochanie zażyczyło sobie owego skorupiaka. Gdy mi to zakomunikował byłam odrobinę zagubiona. Po pierwsze gdzie ja to kupię, po drugie sprzedaje się to żywe czy martwe, ile kosztuje, no i jak to się gotuje? Z opresji wyratowała mnie teściowa. Wytłumaczyła jak cielakowi, że w większości sklepów z działem rybnym są kraby, sprzedawane albo żywe (na szczypcach mają gumki, co by krabożercy nie udziabały) albo martwe. Nie jest jakiś strasznie drogi. Kosztował kolo 8 euro za kg. Dla porównania kg krewetek to około 12 euro.
Poza tym jutro będzie wielki dzień. Wracam do diety, nie jakiejś strasznie ścisłej, ale jednak będę uważać na to co pakuję do paszczęki. Bardzo chciałabym zrzucić jakieś 5 kg. Nie dla kogoś, dla siebie. Czuję się źle z moją oponką i obwisłymi pośladkami. W sumie dieta to złe słowo. Lepszym określeniem jest zdrowe odżywianie. Bez histerii i liczenia każdej kalorii. Kilka moich złotych i skutecznych zasad:
1. Litry zielonej herbaty
2. Regularne posiłki.
3. Więcej warzyw, mniej pyrów, frytek itp.
4. Odrobina ruchu- 15-20 minut, minimum 3 razy w tygodniu.
I tyle :)
Dobrej nocy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz