wtorek, 31 marca 2015

Emigrantka i jej praca marzeń

Spotkałam się niedawno z pewną Emigrantką. Dziewczyna jest we Francji od kilku tygodni. Myślała, że przyjedzie i że jakoś to będzie. Emigrantka ma licencjat, mnóstwo różnych kursów, w tym jeden z masażu i bardzo chciałaby pracować własnie jako masażystka. Nie przewidziała, że francuski rynek pracy rządzi się swoimi prawami i ten swój kurs masażu może sobie schować w kieszeń. Gdyby była fizjoterapeutką byłoby prościej, no ale nie jest. Biedna dziewczyna chodzi od urzędu do urzędu i szuka pomocy albo chociaż informacji.W związku z tym Emigrantka dowiedziała się, że może np iść do zawodówki na kosmetyczkę (CAP). Teoretycznie może, tylko jaki jest sens, żeby wysyłać dziewczynę z licencjatem do zawodówki dla 16 latków? Może jest to jakiś plan, ale już nikt jej nie powiedział, że musi znaleźć firmę, która przyjmie ją na staż. Staż, który jest płatny i to pracodawca za to płaci. A co najciekawsze wysokość wypłaty zależy od wieku ucznia, im delikwent jest starszy tym więcej trzeba mu zapłacić. Dorosła osoba nie ma praktycznie szans na znalezienie stażu. Kolejnym mądrym pomysłem urzędasów jest wysłanie Emigrantki na miesięczny staż w SPA, płatny w 50%. Hmmm wg mnie kolejny idiotyzm. Ja rozumiem podążanie za marzeniami itd. Ale Emigrantka nie ma prawa do bezrobocia, nie ma ubezpieczenia, nawet nie ma legalnie wynajętego mieszkania. Może lepiej byłoby pomóc jej znaleźć pracę chociażby na zmywaku?
Wg mnie Emigrantka powinna znaleźć pracę sezonową z zakwaterowaniem. Pojedzie sobie nad morze, pozapierdziela na zmywaku albo jako pomoc kuchenna, powyklina na niesprawiedliwość świata, ale poradzi sobie. Wytrzyma, bo to silna babka. A jak sezon się skończy, to będzie mieć ubezpieczenie, prawo do zasiłku, jakieś doświadczenie w pracy we Francji.
Emigracja to ciężki kawałek chleba, ambicje i marzenia o cudownej pracy trzeba schować w kieszeń (przynajmniej na początku).
Francja niestety nie jest przygotowana na udzielenie emigrantom konkretnych informacji i podstawowej pomocy.

niedziela, 29 marca 2015

Dieta cud

Przejęłam od Francuzek pewną denerwującą cechę- ciągle się odchudzam. Zaczynam, przestaję, zaczynam, chudnę, tyję i tak w koło Macieja. Przerabiałam różne, dziwne diety, ćwiczyłam, tańczyłam. Jednak efekt nigdy nie utrzymywał się dość długo.
Teraz znowu się odchudzam, ale tym razem z głową. Dodałam do swojego menu dużą ilość warzyw i owoców , kupne słodycze zastąpiłam domowymi ciastami, fast foody też robię sama. Wyeliminowałam słodkie napoje (cola, pepsi, fanta, soki itd) na rzecz domowej, mrożonej herbaty. Niby niewielkie zmiany, ale efekty są. A co najważniejsze, niczego sobie nie odmawiam i chudnę przy okazji.
Do tego kilka razy w tygodniu 20-30 minut ruchu- Chodakowska, Mel B, Tomek Choiński itp :)
Na pewno nie jest to sposób na szybkie i spektakularne zmiany, ale od czegoś trzeba zacząć!

środa, 25 marca 2015

Club Med

Dziś byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w Club Medzie. Podobnie jak w przypadku Disneylandu było to spotkanie z małą pogadanką, a na koniec rozmowy indywidualne. Miało to trwać cały dzień. Przyszłam na miejsce jakoś 30 minut przed czasem, dostałam ankietę do wypełnienia i kazano mi poczekać. Uzbierał się nas cały tłum- 6 osób.
Podczas pogadanki opowiedziano nam jak dokładnie wygląda praca. A więc mamy dwa typy pracowników:
-GO- stanowisko z bezpośrednim kontaktem z klientem. GO w czasie wolnym ma dostęp do wszystkich atrakcji hotelowych, a nawet ma obowiązek z nich korzystać i rozmawiać z klientami. Taki pracownik musi być ciągle uśmiechnięty, rozmowny i zaangażowany w życie hotelu w 100%. Tak naprawdę pracuje 24/24
-GE- pracownicy hotelu i restauracji (pokojówki, pracownicy restauracji etc). Ich praca jest mniej męcząca, ale i mniej fajna. Nie integrują się z turystami, nie mogą korzystać z atrakcji hotelu. Ale pracują w konkretnych godzinach, a po pracy mają czas wolny. Mogą zostać w pokoju, iść na plażę, pozwiedzać. Co kto chce, ale poza hotelem.
Wynagrodzenie jest tej samej wysokości.
Podczas rozmowy indywidualnej zapytano mnie o doświadczenie z poprzedniej pracy, poziom języka angielskiego i w sumie tyle.
W ciągu tygodnia mam dostać odpowiedź. Zobaczymy

piątek, 20 marca 2015

Francuskie bistro

Właśnie odkryłam, że w mojej rodzinnej mieścinie powstało francuskie bistro. Szok! Na podkarpackie zadupie dotarła francuska kuchnia. Myślę sobie- super, jakaś odmiana dla kebabu i pizzy. Szczególnie, że kilka dni temu rozmawiałam z mamą, że własnie tego tam brakuje. Jakże wielkie było moje rozczarowanie gdy zajrzałam do menu i galerii na ich stronie. Wystrój wybitnie ubogi, blado lawendowe ściany i białe meble. Miała być Prowansja, ale coś nie wyszło. Menu tez nie zachęca. Kilka tart, naleśników i zup.  Miało być światowo i z klasą, a jest ubogi krewny ze wschodu.
Właścicielki tłumaczą maleńką kartę brakiem odpowiedniego zaplecza. Czyli mała karta, świetne dania i jedziemy! No i być może ich potrawy są smaczne, ale ceny są z kosmosu. Jeden kawałek tarty to około 10 zł, natomiast cała kosztuje ok 40 zł. To chyba jednak wolę zjeść dużą pizzę za połowę tej kwoty. Zupy są kolejnym rozczarowaniem. Liczyłam na jakiś krem. Zimą cała Francja żyje zupami- saison de la soupe! A w menu krem z kukurydzy, krem z porów na mleku kokosowym, pieczarkowa. Zapomniałam o najważniejszym, na przystawkę możemy dostać zapiekany ser z sosem malinowym (sernik?) lub deskę serów. Żaden Francuz nie słyszał o serach na przystawkę! Sosu malinowego komentować nie będę, bo szkoda słów.
Szukając w menu chociaż odrobiny Francji natknęłam się na wina. "Wino (lampka) wytrawne, półwytrawne, słodkie, półsłodkie, ( różowe, białe, czerwone)". Tyle możemy się dowiedzieć z karty.
Cała koncepcja nie trzyma się kupy. Ubogie wnętrze, które chce być prowansalskie, do tego mikroskopijna karta, która wiele wspólnego z Francją nie ma, a na zakończenie lampka niewiadomego pochodzenia wina.
Gdy będę w rodzinnych stronach pójdę tam z ciekawości, o ile lokal nie upadnie do tego czasu. Póki co zadowolę się tartą z jabłkami mojego wyrobu :)

wtorek, 17 marca 2015

Włóczykijem być

Jestem włóczykijem. Tam gdzie ja, tam mój dom. W ciągu siedmiu lat przeprowadzałam się sześć razy. Nie potrafię usiedzieć na miejscu, po jakimś czasie gna mnie w świat. Nie potrzebuję kupować domu, pięknych mebli i zapuszczać korzeni. Francja powoli zaczyna mi się nudzić, coraz częściej myślę o pakowaniu walizek. Sądziłam, że zmiana regionu mi wystarczy. Myliłam się. Jestem zmęczona Francuzami, biurokracją, której nie rozumiem i dziwnie pojętym rasizmem. Mam wrażenie, że walę głową w mur. Wg francuskiej mentalności wychodzę ze swojego miejsca w szeregu, przez szukanie lepszej pracy czy dokształcanie się. Ile razy słyszałam "no tak, dobry byłby z pani pracownik. Doświadczenie pani ma, kilka języków obcych, do tego ładna buzia...Ale chyba jednak nic z tego nie będzie". Serio?! A jeśli już jakiś łaskawca zaproponuje mi pracę, to na niewolniczych warunkach, no bo Polka, to wszystko weźmie.
Chyba czas opuścić Francję.

PS Pole Emploi wycofał się z propozycją wysłania mnie do szkoły.

niedziela, 15 marca 2015

Siła natury

Jestem  wielką fanką Yves Rocher. Raz na miesiąc zamawiam kilka kosmetyków z ich strony. Wg mnie zamówienia przez internet są bardziej opłacalne niż klasyczne zakupy w sklepie. Mają świetne promocje, przy każdym zakupie 1 prezent, od czasu do czasu pojawiają się oferty specjalne- drugi prezent, darmowe wysyłka od mniejszej kwoty itd.
Ostatnio kupiłam:

utwardzający lakier do paznokci- pastelowy róż, schnie szybko, długo trzyma się na paznokciach. Jednak dość szybko się zużywa. Pomalowałam paznokcie 3 razy (1 warstwa), a już nie ma 1/3 pojemniczka. Ma też bardzo delikatny kolor. Jest prawie niewidoczny. Produkt jest dobry, ale jednak oczekiwałam czegoś więcej.

brązujące mleczko do ciała- świetna konsystencja, nie zostawia plam, bardzo dobrze nawilża. Skóra wygląda na lekko opaloną. Efekty widać po kilku użyciach. Zdecydowanie polecam!

comme une evidence- kwiatowe perfumy. Zwykle tego typu zapachy są ciężkie i mdłe. Jednak te są inne- delikatne, świeże jedynie z kwiatową nutką. Jedyne z moich ulubionych. Warto dodać, że odkryłam je przez przypadek. Były dołączone jako prezent do jednego z zamówień.

un matin au jardin- seria wiosennych zapachów (perfumy, balsamy i żele pod prysznic). Mam zdecydowanie mieszane uczucia względem tych produktów. Z jednej strony przepiękne zapachy- konwalia, kwiat wiśni, bez. Cudo! Ale, ale. Perfumy dość szybko wietrzeją. Kupiłam raz i chyba więcej nie kupię. Natomiast żele pod prysznic są świetne ;)

krem przeciwzmarszczkowy- mój pierwszy krem na zmarszczki. Skusiłam się ze względu na atrakcyjną promocję. Patrząc w lustro mam wrażenie, że działa. Spłyca drobne zmarszczki, dobrze nawilża i jest wydajny.

chłodzący żel do stóp- każdy kto biega w pracy wie jak bardzo bolą stopy na koniec dnia. Szukając ukojenia kupiłam ten żel. Niestety zawiodłam się na nim. Coś tam chłodzi, coś tam niby działa, ale bez szału. Być może moje stopy były zbyt zmaltretowane, żeby cokolwiek poczuć.

Yves Rocher jest stosunkowo drogą marką. Kto normalny zapłaci 40 zł za brązujący balsam do ciała?! Nigdy nie kupuję w normalnych cenach. Zamówienie składam tylko w czasie promocji, często też dostaję oferty specjalne na mail'a (-50% na wszystko, wybrane artykuły w super cenach itd). Szczerze polecam założenia konta na ich stronie i korzystanie z takich ofert. Pozwoli to zaoszczędzić całkiem sporą kwotę.

sobota, 14 marca 2015

Pizza idealna

Jeszcze się nie zdarzyły dwa wpisy jednego dnia. Zawsze musi być ten pierwszy raz!
Długo szukałam idealnego ciasta na pizzę. Zawsze coś z nim było nie tak i było gorsze od kupnej wersji. Dziś nastąpił przełom, zrobiłam pizzę idealną. Serio, jest przepyszna i zdrowa.

Ciasto
mąka (użyłam mąki do wypieku chleba, ale podejrzewam, że zwykła też może być)
sól
cukier
drożdże w proszku
mleko
przyprawy włoskie
oliwa

Proporcji nie mogę Wam podać, bo gotuję na oko. Ciasto nie powinno być rzadkie i tyle ;)

Mieszamy razem sypkie składniki, a na koniec dolewamy mleko i oliwę. Tylko ostrożnie, żeby nie wyszła klapikupa. Mieszamy wszystko razem przez kilka minut i dostawiamy do wyrośnięcia. Można wstawić miskę z ciastem do garnka z ciepłą wodą, żeby szybciej rosło.


Sos pomidorowy

dwie puszki pomidorów
dwa ząbki czosnku
pół cebuli
trochę czerwonego wina (wytrawnego)
oliwa
sól, pieprz, bazylia, oregano itd

Żadnej filozofii tutaj nie ma. Wszystko do gara, gotujemy, blendujemy i jest :) Sos wychodzi bardzo smaczny, ale jest dość czasochłonny w przygotowaniu. Gotowałam go przez około 2 godziny, żeby odparował.

Ciasto posmarowane sosem, posypujemy serem i dodatkami. Pizzę trzeba piec w mocno rozgrzanym piecu, ok 250 stopni przez mniej więcej 10 minut

Nie polecam nakładania ciepłego sosu na ciasto, bo je rozmoczy. Nie należy też blendować gorącego jedzenia, inaczej stępią się nam ostrza. Chociaż ja tam blenduję gorący sos. Zwyczajnie nie chce mi się czekać aż ostygnie.

Smacznego :)



nauka to potęgi klucz!

Poszukiwania pracy idą mi wybitnie ciężko. Z tego powodu zostałam wezwana do Urzędu Pracy. Padło kilka standardowych pytań w tym "co dalej?". Moje polskie wykształcenia żadnego znaczenia tutaj nie ma, więc może iść do szkoły. Zaczęłyśmy drążyć temat i pani urzędniczka zdecydowała, że koniecznie trzeba, żebym wróciła do szkoły. Urząd jest skłonny pokryć czesne w wybranej przez nich szkole, jedynie muszę znaleźć firmę, która przyjmie mnie na praktyki. Jedynie albo aż, podobno jest to duże wyzwanie. Być może, nie wiem, ale chcę spróbować. Jeśli się uda, wrócę do szkolnej ławki na dwa lata. W przyszłym tygodniu zaczynam poszukiwania. Póki co muszę napisać porządny list motywacyjny i zastanowić się, do których firm i korporacji wysyłać aplikacje.