czwartek, 12 grudnia 2013

Mamusiu czemu oni nam to zrobili


Huk strzałów z karabinów, krzyk i płacz. Tylko tyle słyszała. Ktoś ją popchnął, dziecko, które trzymało ją za rękę zniknęło gdzieś w tłumie. Jakiś starszy człowiek klęknął i zaczął się modlić. Nie zdążył nawet powiedzieć jednej Zdrowaśki, stratowali go.
Tłum ludzi wszedł do małego drewnianego domku. Wokół panowała ciemność, jedynie księżyc oświetlał przerażone twarze uciekinierów. Bała się, nie wiedziała co ma robić, co się stanie z nią i jej dziećmi. Miliony myśli biły się w głowie kobiety. Przecież była taka młoda i szczęśliwa, czemu to wszystko musiało się stać?! Lecz nie było czasu na tego typu przemyślenia. Trzeba było walczyć o życie własne… i nie tylko. Ale jak? Co robić? Uciekać nie ma gdzie, a schować się mogła jedynie w tłumie ludzi. Sekundy wydawały się wiecznością, cisza wrzeszcząca wprost do uszu ogłuszała wszystkie zmysły. Czuła się jak otępiała. Z jednej strony chciała żyć, przetrwać to wszystko, a z drugiej była niczym posąg patrzący na wszystko z obojętnością. Które z tych uczuć brało górę w jej sercu? Nie wiem. Lecz oczywisty jest fakt, iż pewne 3 małe istotki nie pozwalały kobiecie zastygnąć i czekać.
Ciarki przechodziły jej po plecach, jedynie chłód otulał ciało. Drżące ręce kurczliwie trzymały dzieci, które przy niej pozostały. W ten po polanie otaczającej piwnicę, w której się skryli rozległy się krzyki Niemców. Czuła wobec nich ogromną złość i niechęć, wręcz nie cierpiała ich.
Nagle dało się słyszeć pierwsze strzały. Wzdrygnęła się, ktoś chciał krzyknąć, ale zatkano mu usta. Zrobiła to samo swojemu kilku miesięcznemu dziecku z uszkami, żeby się nie bało huku. Cofała się w głąb piwnicy. Chciała znaleźć się najciemniejszym kącie, najdalej jak to było możliwe. Miała również nadzieje odnaleźć wśród ludzi swoją najstarszą pociechę. Tłum nie dawał jej się ruszyć, popychał ją w stronę wyjścia. Kilka łez spłynęło po bladym policzku i jedynie jedna myśl kołatała w głowie- „Umrzemy tu….Nie! Nie pozwolę na to! Nie zginiemy w tej ponurej klitce.” Do serca kobiety wpłynęła odwaga jakiej jeszcze nigdy nie czuła. Z całej siły przepychała się w głąb pomieszczenia. Potknęła się. Na podłodze leżał obraz Matki Bożej. Bez namysłu podniosła go i przytuliła do siebie. Szła dalej rozglądając się za swym dzieckiem, spostrzegła je kilka kroków od siebie. Łkało cichutko czekając na śmierć. Po kilku minutach przecisnęła się do niego i przytuliła je.
Na zewnątrz było już wielu żołnierzy, krzyczeli do siebie, strzelali nie wiadomo gdzie. Nagle któryś z nich wrzasnął łamaną polszczyzną, aby wyszli, a wówczas oszczędzą ich. Nikt się nie odezwał, nie poruszył, bo i nikt w to nie wierzył. Jeden rosły mężczyzna zwrócił uwagę na młodą, całkiem ładną kobietę, która stała pod ścianą z 3 dzieci i obrazem Matki Boskiej w ręce. „…Przecież jej nic nie zrobią. Nawet oni muszą mieć sumienie. A to może nas wszystkich ocalić”. Szepnął coś do drugiego, a on do trzeciego, aż wszyscy się dowiedzieli co przyszło do głowy tamtemu człowiekowi. Ktoś powiedział jej stanowczym tonem do ucha, żeby wyszła przed piwnice z dziećmi i Matulą, bo przecież nic nie zrobią matce z dziećmi. Ona nie mogła w to uwierzyć. Nie! Po prostu nie! Ten pomysł był chory! Niech sobie sami idą pertraktować z potworami.
Przez dobre kilka minut walczyła z rękoma które wypychały ją na zewnątrz. Nie dała rady. Nagle znalazła się sama przed kilkunastoma żołnierzami uzbrojonych w karabiny. Ona miała ze sobą dzieci i Matkę Bożą. Całe ciało dygotało ze strachu, w gardle wiązł głos, a do oczu płynęły łzy. „Nie! Nie będę się przed nimi poniżać, Nie pokaże im, że się boję…Matulu pomóż mi”.
Coś mówili po niemiecku, śmiali się, kpili. Jeden z nich zapytał ją czy wszystkie polskie dziwki wyglądają tak żałośnie. Nie dopowiedziała. Duma, ambicja i honor walczyły w niej
z rozsądkiem.
Huk. Krew. Mała rączka puściła jej dłoń. Najstarsze z jej pociech leżało już martwe na ziemi. Zaczęła krzyczeć i płakać. Ale musiała pamiętać, że ma jeszcze dwójkę maluchów. Osłaniała je sobą, ale cóż ona mogła naprzeciwko wielkich facetów z karabinami. Kolejny strzał. Straciła kolejne dziecko. Jej serce pękało powoli i przepełniało się krwawymi łzami.
Kolejny strzał, nie miała już nikogo na świecie została sam z trupem swojego maleństwa na rękach. Czekała na swój koniec. Niestety nie nadszedł szybko. Kula przestrzeliła obraz Matki, który miała przy sobie i zraniła ją śmiertelnie. Upadła. Leżała w karmazynowej kałuży obok swoich dzieci. Serce jeszcze biło, ale jej już tam nie było. Zastygła niczym „posag, w którym ciągle drzemie siła”.
W stronę piwnicy Niemcy wystrzelili kilka salw pocisków i odeszli.


Serce tamtej kobiety pękło, przestało bić…na długie lata. Lecz teraz bije znów. Z jedną małą różnicą- nie płynie już przez nie krew, a nadzieja, którą przynosimy przed obraz Matki Bożej Niezawodnej Nadziei.  

piątek, 6 grudnia 2013

na stosie spłonęły moje ideały

Spośród wielu starych okien, tylko w nielicznych było zapalone światło. Większość uczniów pojechała na weekend do domu. Skrzydło tych lepszych było zupełnie opustoszałe. Nie pierwszy raz została sama na piętrze czy skrzydle. Przyzwyczaiła się do dźwięków, które dochodziły z pustych pokoi. Każdy dom ma swoją melodię, uczniowskie pokoje również.
Pochylała się nad książką, czytała po raz kolejny to samo zdanie, starając się je zapamiętać. Chwilami miała stanowczo dość. Miała wrażenie, że jej życie jest puste. Tylko książki i książki, w dodatku dziwnym trafem oceny nie odzwierciedlały czasu spędzonego na nauce.Jednak z drugiej strony była z siebie dumna. Wyprowadziła się z domu, była samodzielna i samorządna. Poza tym należała do grona tych mądrzejszych, lepszych. Nie wszystkie się lubiły, wręcz przeciwnie. Jednak w porównaniu z drugim skrzydłem, które było różnobarwną zbieraniną były elitarną grupą. Nie każdy mógł być jedną z nich. Bycie uczniem jednego z najlepszych liceów w Polsce było powodem do dumy. Nawet podczas zajęć wpajano im do głów, że to nie miejsce dla każdego, że są przyszłą elitą intelektualną tego kraju. Sam zabytkowy, trzypiętrowy budynek liceum robił wrażenie. Nie każda szkoła ma własny park, skórzane sofy w kafejce, stół bilardowy. Pomijam ogromny hol i witraż zamiast dachu, który był widoczny z parteru.
Co się stało z tą dziewczyną, z tą, która miała być w jakiejś elicie, z tą, która wyrwała się z małego miasta i z hukiem wdarła się do najlepszego liceum w Krakowie, które obiecywało świetlaną przyszłość?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

emigrant= bezdomny szczurołap, a może kanibal?

Od pewnego czasu obserwuję polityczną propagandę w Internecie. Trafiam na masę artykułów dotyczących polskich niewolników w Europie Zachodniej. Dowiedziałam z takich dziennikarskich wypocin, że nasi rodacy jedzą szczury, mieszkają pod chmurką albo pracują po kilkanaście godzin dziennie za marne grosze, są terroryzowani przez gangi. Jako przykładne są pokazywane osoby, wyjeżdżające na spontan, bez znajomości języka, bez rodziny czy przyjaciół w danym kraju. Te artykuliki można streścić w kilku słowa: nie wyjeżdżaj! Okradną Cię, wykorzystają, porwą, sterroryzują, zgwałcą, nie wrócisz do domu. Zostań w domu, jest jak jest, ale przynajmniej bezpiecznie.
Czytając takie bzdety nóż się w kieszeni otwiera. Nie uważa, żeby te opowieści były wyssane z palca. Jest mnóstwo ludzi, którzy żerują na naiwności. Aczkolwiek nie wyobrażam sobie jak można chcieć się osiedlić w jakimś krajów bez znajomości języka, realiów tam panujących! Odrobinę wyobraźni. Wysiada sobie taki Brzęczyszczykiewicz bądź inny Szczypczyński na lotnisku, a nie be, ani me w danym języku i co? Jak się dogada? Po angielsku! A jakże, w XXI wieku wszyscy mówią po angielsku. metoda może zadziałać przy poszukiwaniu hostelu, w knajpie i tyle. W spożywczaku, banku, przy oglądaniu mieszkania czy rozmowie kwalifikacyjnej już nie. Mam za sobą kilka rozmów o pracę, francuskim posługuję biegle, a raz usłyszałam, że z pracy nici, ponieważ mówię z akcentem! Cała Europa posługuję się w jakimś tam stopniu angielskim, ale w celach turystycznych.
Delikwent bez wyobraźni i rozumu jest sobie sam winien, że wpakował się w tarapaty. Czego oczekiwał? Powitania z kwiatami i miliona ofert?! Wolne żarty. Często gęsto zniewalanie Polaków ma miejsce na Wyspach wg tych artykułów. Blisko, bilety niedrogie, angielski chyba się każdemu obił o uszy. Tyle, że dukać na lekcjach czy wycieczce, to nie to samo, co rozmawiać w jakimś języku! Po raz kolejny pytam- na co te barany liczyły?!
Kolejnym dramatem życiowych nieboraków jest niskie wynagrodzenie. A jakie ma być? Odezwać się toto nie potrafi, to i się nie poskarży, no i wszędzie znajdą się perełki, twierdzące, że ludzie ze Wschodu to podludzie, więc powinni dziękować, że w ogóle mają wypłatę. Miałam wątpliwą przyjemność pracowania dla takiej perełki przez dwa miesiące. Ale o tym innym razem.
Reasumując, człowiek jest kowalem własnego losu. Ludzie, o których mowa w tych artykułach są sami sobie winni.Mnóstwo ludzi wyjeżdża za chlebem, za lepszym życiem. Jedni robią to z głową i wychodzą na tym bardzo dobrze, inni są mniej rozsądni i kończą na ulicy. Natomiast dziennikarze pokazują tylko jedną stronę medalu, rysując obraz zgniłego Zachodu. Jakoś trzeba powstrzymać falę emigracji, bo nie będzie miał już kto robić na wielkich naszego małego państwa. Naiwnie wierzyłam, że era propagandy minęła wraz z komunizmem. Aż się odechciewa myśleć o ewentualnym powrocie.