środa, 20 listopada 2013

Przykrótka spódniczka

-Ma cherie! 4 musujące, 2 monako, 3 kiry, a jak skończysz to zanieś do siódemki 3 exotiques.
-Ale najpierw zrób mi koktajl bezalkoholowy! Tylko migiem.
-Ma petite, nalej mi jeszcze dwa piwa.
Jedna ręka robi koktajl, druga nalewa syrop do monako, noga otwiera lodówkę, a w między czasie głowa przyjmuje kolejne miliony zamówień. Godzina 20.00- 21.00 godzina największego tłoku. Czas biegania, zamętu, rozlewania i tłuczenia. Jej ulubiony moment wieczoru, w którym czas umyka jak oszalały i nie może się zatrzymać. Ta presja dodaje sił i skrzydeł. Za barem każdy ruch musi być... idealny? nie, zdecydowanie nie. Musi być efektywny. Raz, dwa taca gotowa i można sunąć przez salę z pięknym uśmiechem. Otóż to. Sunąć, między klientami się nie biega z roztrzepaną miną.
Jej zmiana już dawno się skończyła. Od godziny powinna być w domu. Zamiast tego wycierała szklanki, gawędzący z jakimś Arabem. Od kilku godzin rozmawiali o polityce, miłości, pracy i religii. Dyskusje nad barem potrafią być niesamowite.
-Dlaczego akurat tutaj? Przecież panienka wie, co mówi się o dziewczynach ze wschodu. Ma panienka niezłe nogi, ładny uśmiech i za krótką spódniczkę. Można by pomyśleć...
-Nie, proszę pana, ja nie z tych. Co do spódniczki, proszę mi wierzyć, w spodniach pracowałoby mi się wiele wygodniej. Ale czarna mini to wymóg odgórny.
-Ale dlaczego Francja? Nie można być kelnerką czy barmanką w Rumunii?
-W Polsce. Jestem Polką, nie Rumunką. Można, w dużym mieście można nawet dobrze zarobić. Jednak Francja, to ojczyzna, którą sama sobie wybrałam. Nie dla pieniędzy, a dla kultury, sposobu życia i mentalności.
Zamilkli. Trawił jej słowa. Zastanawiał się, co odpowiedzieć. Z głośników sączyła się delikatna muzyka zakłócana brzękiem szkła. Arab zapatrzył się w swój kieliszek czerwonego wina. A ona uśmiechała się do swoich myśli. Skończyła wycierać szklanki, złożyła ściereczkę i pożegnała się ze wszystkimi. Założyła kurtkę i wyszła z restauracji. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz. Po kilku krokach zniknęła w ciemności ulicy. Zostawiła za sobą rozświetlony bar, który był jeszcze pełen ludzi. W zupełnej ciszy słychać było tylko stukot jej obcasów. .
Jeszcze nie przekręciła klucza w drzwiach, a już usłyszała szczekanie. Toutou o mało nie przewrócił jej na schodach, skacząc na nią swoim wielkim cielskiem. On już dawno zasnął na kanapie. Po cichutku wyszła z psem przed dom. Zaczynało padać, lekka mżawka przyprawiała ją o dreszcze. Po chwili zawołała psa i wróciła do domu. Zsunęła z siebie ubranie i weszła pod koc. Zasnęła niemalże natychmiast wtulona w jego ramiona.

1 komentarz:

  1. Lubię Cię czytać, choć wolę słuchać. Tęsknię, ale dumna jestem z Ciebie! :*

    OdpowiedzUsuń