środa, 27 listopada 2013

Gdy telefon milczy, a herbata u babci jest świętem

Czasem w momentach nostalgii mam wrażenie, że porwałam się z motyką na słońce. Nie przemyślałam dokładnie podjętej decyzji, a każda kolejna jest coraz gorsza. W tym momencie wkracza niepokój, strach o dzień jutrzejszy. Niby gdzieś majaczy opcja pracy, niby oszczędności są, ale pojawia się pytanie "co będzie jak...". Rzekomo pieniądze szczęścia nie dają, ale jednak są użyteczne. Pomijając morze potrzeb materialnych, są też potrzeby emocjonalne. Zdecydowałam się na życie w samotności, tymczasem tam daleko za górami i lasami zostawiłam przyjaciół, znajomych, rodzinę. Ludzi, którzy tworzyli moje życie przez lata. Teraz ich w nim nie ma. Pojawiają się, rozmawiamy. Jednak bardzo brakuje mi ich w codzienności. Mogę zapomnieć o znienawidzonym przez wielu rodzinnym obiedzie, o zakupach z mamą, o plotach z koleżankami, poważnych dyskusjach z przyjaciółmi, o herbacie u babci. "Wpadłam, bo byłam blisko". Nie używam tego zdania.
Wizyta w rodzinnych stronach jest świętem, dokładnie zaplanowanym wydarzeniem, na które czekam z niecierpliwością. Zwykłe codzienne wydarzenia, o których wspominałam wyżej są magiczne, wspominane przez długie miesiące.
Człowiek jest wybitnie dziwnym zwierzęciem. Zawsze chce tego czego akurat nie ma. Gdy byłam w domu chciałam się z niego wyrwać, gdy studiowałam chciałam to rzucić w diabły, gdy byłam w Polsce, chciałam wyjechać. No to mam, co chciałam. Mogę sobie pogratulować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz