Zarówno ja jak i mon cheri zrezygnowaliśmy z pracy, żeby się przeprowadzić. W związku z tym jesteśmy na bezrobociu, co komplikuje kwestie mieszkaniowe. Jednak dla chcącego nic trudnego. Znaleźliśmy gwaranta, fajne mieszkanko. Dogadaliśmy się z właścicielem i już. Umowa została podpisana! Co prawda wiązało się to z małą wycieczką do Paryża, ale było warto. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zwiedzić stoli Francji. Spotkałam się z właścicielem mieszkania w pięknej restauracji Train Blue na Gare de Lyon (8 euro za pepsi!).
Teraz już tylko dograć ostatnie szczegóły przeprowadzki i za tydzień w drogę!
Sam Paryż odrobinę mnie zawiódł. Spodziewałam się niemalże cudu. A zastałam wielkie miasto takie jak każde inne. Pomijam sztandarowe zabytki, które są przepiękne. Jednak ulice, po których spacerowałam nie zachwycały niczym szczególnym. A trochę połaziłam. Zdecydowałam się zwiedzać Paryż pieszo. Przemaszerowałam jakieś 20km, a i tak korzystałam kilkanaście razy z komunikacji miejskiej. Nie mam orientacji w terenie, nie zaopatrzyłam się w mapę. Koniec języka za przewodnika! i dlatego gubiłam się, co chwilę :)
Notre Dame zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przepiękna! Można dotknąć historii i poczuć ją na własnej skórze.Brak opłaty za wstęp to również duże zaskoczenie.
Wiele razy słyszałam, że do Paryża nie ma sensu jechać bez walizki pieniędzy. Nie zgadzam się z tym. Tanie noclegi oferują auberge de jeunesse, najtańszy jaki znalazłam to 15 euro za noc w samym centrum miasta. Za bilet dzienny na całą komunikację miejską w centrum i okolicy zapłaciłam 9 euro. Na żadne bilety wstępu się nie skusiłam i tak w ciągu całego dnia wydałam maksymalnie 25 euro. Fakt, nie wyjechałam na wieże Eiffel'a, nie byłam w Luwrze (chociaż bardzo chciałam). Jednak zobaczyłam wszystko, co było możliwe.