piątek, 1 maja 2015

Sweet home!

Wróciłam. Liczyłam dni do powrotu i nagle przyszła ta chwila. Spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i w przeciągu godziny byłam już w drodze powrotnej, Ale to długa historia i opowiem ją innym razem.
Gdy cofam się w pamięci pierwszego dnia w Club Medzie jest mi przykro. Okazało się wtedy, że nikt na mnie nie czeka, nie wie kim jestem i po co przyjechałam. Po jakimś czasie znalazł się jakiś menager, który szybko mnie oprowadził, po wielkich przebojach znalazł dla mnie pokój i po małej awanturze odstawił mnie na miejsce. Okazało się, że zamiast pokoju 2 osobowego jest 4 osobowy, bez internetu, tv. Tylko łóżka i łazienka. Miałam ochotę strzelić sobie w łeb!
Następnego dnia podpisałam umowę, przy okazji pokłóciłam się z kadrową. Popołudniu zaczęłam pracę, nie było żadnego szkolenia. Zostawiono mnie na środku z grupą kelnerów i kazano pracować. Gdyby nie świetny zespół nic by z tego nie wyszło. Ja nie miałam o niczym pojęcia, musiałam pytać o podstawowe rzeczy "gdzie znajdę szklanki, jak nakrywamy stół na południe, a jak na wieczór". Jestem bardzo wdzięczna szczególnie dwóm osobom- Yaros'owi i Yasin'owi. Dzięki tym dwóm osobom przetrwałam i wiele się nauczyłam. Yaros jest Polakiem i czasem tu zagląda, więc jeszcze raz DZIĘKUJĘ.
Mam sporo do opowiedzenia, wydarzyło się dużo złego i dobrego. Jednak nie żałuję, zdobyłam doświadczenie zarówno życiowe jak i zawodowe. Teraz już wiem, że jednak Club Med chyba nie jest dla mnie ;)

1 komentarz:

  1. to teraz umieram z ciekawości co to tam nawyprawiałaś hihih

    OdpowiedzUsuń