niedziela, 10 maja 2015

Nie zadzieraj ze Słowianką!

Club Medowskich opowieści ciąg dalszy.
W gronie moich współpracowników znalazł się pewien dziwny człowiek, nazwijmy go H. Był to trzydziestoparoletni Turek. Wydawał się dziwny, aczkolwiek nieszkodliwy. Rzucił kilka rad, uśmiechów, komplementów, no i tyle. Jednak z czasem sytuacja zaczynała się zmieniać. On był kelnerem, a ja chef de rang, czyli jego szefową.... w teorii. Jednak czasem chciałam sama zorganizować swoją pracę i mojego zespołu. Jemu to nie pasowało. Sprawa była dodatkowo skomplikowana, ponieważ ten osobnik pracował w Club Medzie od wielu lat, w czasie sezonu letniego w Turcji zajmował dużo wyższą pozycję. Doszło do pierwszego spięcia między nami. Nasze relacje zdecydowanie się ochłodziły. Postanowiłam trzymać się od niego jak najdalej. Niestety gdy przeszła mu złość, znowu zaczęły się jakieś dwuznaczne uwagi, uśmieszki, chamskie flirty. Bez reakcji z mojej strony. Pewnego pechowego wieczoru chłop się zapędził. Dla żartu postanowił włożyć mi za bluzkę papier, a przy okazji dotknąć mojego biustu. Zaczęliśmy się szamotać, w pewnym momencie zaszedł mnie od tyłu i nachalnie próbował dobrać się do mojego stanika, w dodatku usłyszałam trzask. Przestraszyłam się, że poszła mi bransoletka z diamentami albo pandorka! Tego już było za wiele. Przypomniałam sobie wszystko, czego nauczyłam się w mojej domowej legii cudzoziemskiej. Sekundę później H. odskoczył ode mnie jak poparzony, trzymając się za twarz i plując krwią. Cóż, dostał z bańki, a żeby bardziej zabolało to z wyskoku. Wtedy nastała cisza, cały zmywak gapił się na nas. H. miał wielką ochotę mi przypierdolić. Musiałam jakoś wybrnąć z sytuacji, więc przeprosiłam i powiedziałam, że to był wypadek. Nie wiem czy uwierzył, ale podejrzewam, że jemu takie wyjaśnienie sprawy też odpowiadało.
Do końca sezonu miałam spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz