środa, 9 września 2015

O chlebie i wodzie

Nie tak dawno byłam jeszcze licealistką. Mieszkałam w internacie oddalonym od szkoły jakieś 20 minut drogi. Miło wspominam tamte czasy. Nieraz siedziałam do późnej nocy w książkach, rano ledwo mogłam się zwlec z łóżka. Raz był czas na śniadanie, raz nie było. Częściej to drugie. Nie był to wielki problem, w szkole mieliśmy świetny sklepik w podziemiach, wyposażony w białe, skórzane kanapy, stół bilardowy itd. To miejsce miało swój urok. Jeśli chodzi o jedzenie to też wybór był spory i było ono dobrej jakości. Były kanapki z serem, szynką, z białym pieczywem, z ciemnym pieczywem zapiekanki, soki, herbata, kawa, cola, batoniki, jabłka, pomarańcze, drożdżówy i co tam jeszcze kto chciał. Często ten sklepik ratował mnie przed głodem. Po drodze do szkoły żadnego sklepu nie było, jak już pisałam na śniadanie nie zawsze był czas, a i zdarzały się dni, że wychodziłam z interka przed 8 rano, a wracałam koło 18. Lekcje do 15 albo i 16, a później jakieś kółko z historii, konsultacje z matematyki, w drugiej i trzeciej klasie konsultacje przed maturą. Nie wiem jak poradziłabym sobie gdybym teraz była w liceum. Jednak na wodzie i ciemnym pieczywie za długo bym nie wytrzymała.
Nowa ustawa dotycząca śmieciowego jedzenia w szkole jest jak zwykle nieżyciowa. Niektórzy albo nie uczyli się w liceum i nie mieli zainteresowań albo już zapomnieli jak to jest. Rozumiem zdrowe odżywianie, walka z otyłością i te sprawy, ale we wszystkim trzeba znać umiar. Nie każdy ma obowiązek jedzenia ciemnego pieczywa, nie każdy musi je lubić. Wywalenie chipsów ok, zapiekanek i innych fast foodów, ok, ale niech będzie jakaś alternatywa. Czasem siedzi się w szkole po 10h i fajnie byłoby zjeść coś ciepłego. Wywalenie batonów i czekolady, może warto zostawić gorzką, która jest zdrowa? Wywalenie soli i cukru, paranoja.
We wszystkim trzeba znać umiar i wziąć pod uwagę każdy aspekt sytuacji. Sporo osób twierdzi, że po drodze można kupić, co dusza zapragnie, że młodzieży nie chce się wstać wcześniej i wymyśla, że kawę mogą brać z domu. Ale od tego ten sklepik jest, żeby ułatwić uczniom życie, żeby nie kupowali po drodze, żeby nie nosili z domu. Ten sklepik jest dla nich, a nie dla durnej ustawy i idei. Zamiast wprowadzać jakieś chore pomysły w życie, może lepiej dofinansować szkoły i zdrowe produkty. Niech dzieciaki mają wybór i podejmują go świadomie. Jeśli zdrowa kanapka z serem, wędliną, pomidorem i sałatą będzie tańsza od zapiekanki i drożdżówki, może wtedy młodzież po nią sięgnie.Świeżo wyciskane soki są przepyszne, jednak drogie, jeśli państwo pokryłoby część kosztów, ten sok mógłby być w cenie puszki coli. Na pewno znaleźliby się chętni na niego.
Z przymusu i nakazu rodzi się bunt, raczej nie tego oczekiwało ministerstwo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz