Nowa ustawa dotycząca śmieciowego jedzenia w szkole jest jak zwykle nieżyciowa. Niektórzy albo nie uczyli się w liceum i nie mieli zainteresowań albo już zapomnieli jak to jest. Rozumiem zdrowe odżywianie, walka z otyłością i te sprawy, ale we wszystkim trzeba znać umiar. Nie każdy ma obowiązek jedzenia ciemnego pieczywa, nie każdy musi je lubić. Wywalenie chipsów ok, zapiekanek i innych fast foodów, ok, ale niech będzie jakaś alternatywa. Czasem siedzi się w szkole po 10h i fajnie byłoby zjeść coś ciepłego. Wywalenie batonów i czekolady, może warto zostawić gorzką, która jest zdrowa? Wywalenie soli i cukru, paranoja.
We wszystkim trzeba znać umiar i wziąć pod uwagę każdy aspekt sytuacji. Sporo osób twierdzi, że po drodze można kupić, co dusza zapragnie, że młodzieży nie chce się wstać wcześniej i wymyśla, że kawę mogą brać z domu. Ale od tego ten sklepik jest, żeby ułatwić uczniom życie, żeby nie kupowali po drodze, żeby nie nosili z domu. Ten sklepik jest dla nich, a nie dla durnej ustawy i idei. Zamiast wprowadzać jakieś chore pomysły w życie, może lepiej dofinansować szkoły i zdrowe produkty. Niech dzieciaki mają wybór i podejmują go świadomie. Jeśli zdrowa kanapka z serem, wędliną, pomidorem i sałatą będzie tańsza od zapiekanki i drożdżówki, może wtedy młodzież po nią sięgnie.Świeżo wyciskane soki są przepyszne, jednak drogie, jeśli państwo pokryłoby część kosztów, ten sok mógłby być w cenie puszki coli. Na pewno znaleźliby się chętni na niego.
Z przymusu i nakazu rodzi się bunt, raczej nie tego oczekiwało ministerstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz